Szukaj
Close this search box.

Ryszard Szurkowski: od Barcelony do zajezdni we Wrocławiu

Ryszard Szurkowski: od Barcelony do zajezdni we Wrocławiu

Barcelona, rok 1973.

„Wystartowało 165 zawodników z 31 krajów. Wszyscy najlepsi amatorzy świata. Poszedł. Ucieka, proszę państwa, to jest Szurkowski. Urwał wszystkich rywali. Teraz po największy sukces swojej kariery. Polak Szurkowski prowadzi samotnie wyścig szosowy o mistrzostwo, proszę państwa, świata.”

Głos komentatora i 27-letni Ryszard Szurkowski przekraczający metę jako pierwszy na wzgórzu Montjuic. Kilkadziesiąt lat później ocenił, że złoto z Barcelony to najcenniejszy medal w jego karierze. Był bowiem dowodem na to, że może osiągnąć jeszcze więcej.

Zaczęło się od marzeń

Od czegoś zawsze trzeba zacząć. Młody Ryszard umawia się na przejażdżki i pierwsze rajdy rowerowe z kolegami. Czasami trzeba było kończyć je wcześniej. Szurkowski wspomina, że do domu przyjeżdżał przed innymi. Poczuł wtedy, że mógłby zająć się kolarstwem na poważnie.

Był wówczas taki poważny wyścig dla amatorów – Wyścig Pokoju. Ryszard patrzył, jak jadą w nim Stanisław Królak, Mieczysław Wilczewski, Eligiusz Grabowski i inni znakomici kolarze szosowi. W oczach młodzieży byli bohaterami. W Szurkowskim obudzili marzenia o wielkim ściganiu i o wygrywaniu.

Pierwszy medal, od razu koloru złotego, zdobył w czasach szkolnych na mistrzostwach Polski w kolarskich przełajach. Powiesił go na szyi zaledwie kilka miesięcy po tym, jak systematycznie zaczął uprawiać ten sport. Ten krążek nazwał najważniejszym, ponieważ dzięki niemu upewnił się o swoim ogromnym potencjale i przekonał się, że aby wygrywać kolejne, musi trenować więcej i jeździć lepiej.

Zobacz również

Sięgnął po parówki i popił herbatą

Nadszedł czas debiutu w Wyścigu Pokoju.

Po raz pierwszy jechał w wyścigu i po raz pierwszy wygrał etap. Stał koło rozstawionych stołów na skraju boiska i pokrzepiał się herbatą. Sięgnął po parówki i znów popił herbatą. Był uśmiechnięty, zamorusany i prawie niezmęczony.

archiwalny komentarz Bohdana Tomaszewskiego

Parówki, herbaty, sportowcy w czapkach z daszkiem, a niektórzy nawet bez nakrycia głowy. Kolarze ubodzy, bez znaczącego wsparcia finansowego. Na zawody jeździło się z rowerami fiatami 125. Większe auta były luksusem zarezerwowanym dla bogatszych, a takich nie brakowało po zachodniej stronie żelaznej kurtyny.

Po stronie wschodniej trwała na szosach pełna podtekstów rywalizacja Polaków z Rosjanami. Na niejednej trasie nasi rodacy współpracowali z kolarzami z NRD czy z Czechosłowacji, by tylko uprzykrzyć życie radzieckim konkurentom.

W takich realiach dojrzewał Wyścig Pokoju, który początkowo organizowano na trasie Warszawa – Praga. Z czasem dodawano Berlin, Moskwę czy Kijów. W czasach powojennych nie było większych zawodów kolarskich dla amatorów w Europie Wschodniej. Impreza rosła, a wraz z nią jaśniała gwiazda Ryszarda Szurkowskiego, który na przestrzeni lat 1970-1975 Wyścig Pokoju wygrywał cztery razy.

Zobacz również

Umarł król, niech żyje król

Po trzecim tryumfie wciąż był w znakomitej formie, lecz doskwierało mu wyczerpanie psychiczne. W momencie słabości postanowił wycofać się z międzynarodowych startów i ścigać się tylko w Polsce. Uderzył w stół, odezwały się dziennikarskie pióra: „umarł król, niech żyje król”. Intronizowali Stanisława Szozdę, najlepszego w Wyścigu Pokoju 1974. Szurkowski poczuł sportową, motywującą złość. Musiał jechać dalej.

Pomyślałem sobie, że nie jestem gorszy od niego, nie miałem kontuzji, nie byłem chory. W drugiej połowie sezonu znów wziąłem się do dzieła. Zdobyłem wicemistrzostwo świata, co przyszło łatwo.

R. Szurkowski, fragment z filmu pt. Mój najcenniejszy medal, TVP Sport

Przezwyciężył chwilę zwątpienia, która umocniła go na tyle, że przez następne lata nie zawahał się ani razu. Chciał jeszcze, i jeszcze, i jeszcze… „Przez dość długą karierę sportową, jaką miałem przyjemność przeżyć, zdobyłem wiele medali. Od najmniejszych za mistrzostwa okręgu, poprzez medale mistrzostw Polski i świata, medale olimpijskie.”

Ciągle chciał jeszcze

Olimpijskie przywiózł dwa srebrne: z Monachium (1972) i z Montrealu (1976). Oba za jazdę w drużynie. Na kolarstwo patrzył jak na sport zespołowy. Z kolegami spędzał większą część roku. Tworzyła się między nimi specyficzna atmosfera kolarskiego światka, która go wciągała i sprawiała, że chciał być z tymi ludźmi. A oni chcieli być z nim.

— Gdy się tylko gdzieś pojawialiśmy, to ludzie chcieli być blisko nas. Chcieli usłyszeć choćby jedno czy dwa słowa. Trzeba było się oswoić z popularnością. Ryszard to potrafił, to był geniusz. To był człowiek o wielkim sercu — opisywał Tadeusz Mytnik, który był w srebrnej ekipie w Montrealu (wypowiedź z portalu sport.tvp.pl).

W drużynie był naszym pewnym koniem, prawdziwym liderem, któremu podporządkowywaliśmy działania całego zespołu. To się zawsze opłacało i przynosiło końcowy sukces.

kolarz Mieczysław Nowicki

Lista jego sukcesów indywidualnych i drużynowych jest imponująca. Wystarczy wymienić dwa srebra olimpijskie, trzy złote krążki za mistrzostwo świata, cztery razy najlepszy w Wyścigu Pokoju, dwunastokrotny mistrz Polski. Dodajmy wyróżnienie, z którego był szczególnie dumny. Na trasie wyścigu oddał rezerwowy rower koledze, który kilka chwil później cieszył się ze zwycięstwa, bo na metę wpadł pierwszy. Szurkowski dostał nagrodę fair play.

Nigdy nie żałował, że poświęcił życie kolarstwu, ponieważ dzięki niemu „przeżył dużo więcej”. Jak mówił: są emocje, wzruszenia, zwycięstwa i radości, załamania, wyrzeczenia i smutki. Gdy się przegrywa, zaraz można się odegrać. Po wygranej natomiast chciał potwierdzać swoją wartość w kolejnym starcie. W kolarstwie „ciągle chce się jeszcze”.

Zobacz również

„Potrafił wygrać wszystko”

Po zakończeniu kariery ścigał się z weteranami. Był trenerem kadry narodowej, prezesem Polskiego Związku Kolarskiego, zasiadał w zarządzie Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Był ambasadorem wyścigu dla amatorów przy Tour de Pologne.

Ryszard Szurkowski odszedł 1 lutego 2021 roku w wieku 75 lat. Cztery lata wcześniej miał wypadek na wyścigu w Niemczech. Połamał kości twarzy, uszkodził rdzeń kręgowy, doznał porażenia. Przeszedł kilka operacji i poddał się żmudnej rehabilitacji. Był częściowo sparaliżowany. Zachorował na nowotwór. Pośmiertnie został uhonorowany Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski przez prezydenta Polski.

— Wielki sportowiec, wielki mistrz. Kolarz, który potrafił wygrać wszystko. Do tego niesamowita osobowość. Potrafił zmotywować innych do pracy, do walki. Widać to było także gdy został trenerem. Człowiek kochający kolarstwo — wspomina Czesław Lang, wicemistrz olimpijski z Moskwy, dyrektor Tour de Pologne.

Tramwaj Ryszarda Szurkowskiego

81. edycja najważniejszego wyścigu kolarskiego w Polsce zacznie się 12 sierpnia we Wrocławiu. W mieście, w którym Ryszard Szurkowski ukończył liceum ogólnokształcące i AWF. Przez 10 lat był zawodnikiem lokalnego klubu Dolmel.

Kilka dni przed tegorocznym Tour de Pologne dołączy do grona patronów wrocławskich tramwajów. Niebieski pojazd z jego imieniem i nazwiskiem pojedzie w kolumnie honorowej na inaugurację TdP, a później regularnie będzie kursował po Wrocławiu.

Uroczystość nadania imienia organizuje MPK Wrocław 7 sierpnia o godzinie 16:30 w zajezdni Borek przy ulicy Powstańców Śląskich 209. W programie liczne atrakcje, w tym:

  • rower stacjonarny pozwalający na samodzielne zmiksowanie napoju owocowego;   
  • miasteczko rowerowe z zasadami ruchu drogowego;
  • znakowanie rowerów przez policję;
  • stoisko straży pożarnej z prezentacją pierwszej pomocy;
  • kolorowanki dużego formatu z tramwajami i rowerami;
  • rebusy i tatuaże na stoisku MPK;
  • maskotka Gucio.

Ryszard Szurkowski będzie 13. patronem wrocławskich tramwajów. Po Wrocławiu jeżdżą tramwaje imienia Maria Koterbska, Adam Wójcik, Stanisław Orzechowski, Andrzej Waligórski, Edyta Stein, Wanda Rutkiewicz, Monika Jaworska, Jan Nowak-Jeziorański, Bartłomiej Skrzyński, Jerzy Grotowski, Bolesław Kominek i Roman Kołakowski.

Zobacz również

Popularny