Różnicę pomiędzy mistrzem Niemiec a wicemistrzem Polski było widać dopiero… kiedy tak naprawdę było trzeba. W czwartek kwarcie gospodarze rzucili się na przeciwników, zabierali im piłkę i zmuszali do nieprzygotowanych rzutów. W ataku trafiali, w tym trzy razy z rzędu zza łuku. Dzięki 17-punktowej serii bez odpowiedzi odrobili wszystkie straty i wyszli na prowadzenie.
Stłamszony Śląsk zdołał jednak doprowadzić do dogrywki. Najpierw miał dużo szczęścia, kiedy Juan Nunez powinien był wbić gwóźdź do trumny, lecz pomylił się przy nonszalanckim wsadzie. W kluczowych chwilach nie pomylił się natomiast Łukasz Kolenda, trafiając daleką trójkę. Potem stanął na linii przy wyniku 91:94 i 2 sekundach na zegarze. Jeden rzut zamienił na punkt, drugi umyślnie przestrzelił, żeby dać kolegom szansę na zbiórkę. Piłkę wywalczył center Parachouski. Wymusił faul i dwoma celnymi wolnymi doprowadził do dogrywki. W niej lepsi byli Niemcy 14:9. Mecz wygrali 108:103.
Table of Contents
ToggleSitnik i Adamczak pokazali, że są gotowi
Nie było Jakuba Nizioła, Daniela Gołębiowskiego i Jawuna Evansa. Pod ich nieobecność prawdziwą szansę dostał 23-letni Michał Sitnik (20 minut) i 21-letni Mikołaj Adamczak (16 minut). Długo grali Mateusz Zębski (27,5 minuty) i 20-letni Aleksander Wiśniewski (21 minut). Wszyscy spisywali się znakomicie z silniejszym rywalem, pokazując trenerowi, że potrafią poradzić sobie nawet lepiej od bardziej doświadczonych kolegów. Sitnik: 12 oczek, 6 zbiórek, 2 asysty i 2 przechwyty. Zębski: 9 punktów, 3 zbiórki, 4 asysty i 1 przechwyt.
W ataku drużynę prowadził Łukasz Kolenda. Nie bał się odpowiedzialności w najważniejszych momentach, biorąc grę na siebie. Robił wszystko: rzucał trójki (5), w tym jedną dającą Śląskowi życie, wchodził pod kosz, pomagał na zbiórce i… tracił piłkę na koźle. Skończył z dorobkiem 29 oczek (9/16 z gry), 7 zbiórek, 2 asyst i 4 strat. Swoje robił Dusan Miletić.
Trener Ulm: „zagrali niesamowity mecz”
Wrocławianie znów przegrali w Europucharze, ale zasłużyli na dużą pochwałę. Przez 30 minut grali jak z nut. Byli szybcy, zdecydowani, odważni. Wychodziło im wszystko, wszystko wpadało (53 procent z gry w całym spotkaniu). W rewelacyjnej trzeciej kwarcie, po której prowadzili 13 oczkami, kompletnie zaskoczyli i zdezorientowali przeciwników. Niestety, po raz kolejny nie potrafili dowieźć przewagi do końca. W czwartej części zabrakło im energii, konsekwencji i opanowania.
Przeciwnicy zachowali zdecydowanie więcej paliwa w baku na najważniejsze minuty, włączyli dodatkowy bieg i zrobili, co do nich należało.
Kolejna gra w EuroCupie: 8 listopada z Trento w hali Orbita. Wcześniej wrocławianie zmierzą się u siebie z Zastalem Zielona Góra – w niedzielę 5 listopada.