Tuż przed rewanżem za finały trener Vidin zapowiedział, że Łukasz Kolenda jest dostępny, a Frankie Ferrari – nowy rozgrywający – zadebiutuje z Anwilem. — Podteksty zawsze będą, ale traktujemy ten mecz jak każdy inny ligowy — powiedział z kolei szkoleniowiec mistrzów ze Szczecina.
Gospodarze wychodzą piątką: Kolenda, Nizioł, Zębski, Kulvietis i Miletić. Na początku Śłąsk strzela z daleka, Wilki wchodzą pod kosz. Bardziej skuteczna okazuje się ta druga metoda. Po dwóch udanych kontrach przeciwników trener Vidin prosi o czas. Wrocławianom opłaca się korzystać z Parachouskiego. Razem z nim na parkiecie jest Miletić, więc grają na dwóch nominalnych centrów, chyba po raz pierwszy w tym sezonie. Kwartę przegrywają 16:20.
Kapitan bierze to na siebie i ma już 10 punktów i 3 zbiórki. Odważnie poczyna sobie Gołębiowski. Po energicznym otwarciu mecz nieco zwolnił. Cały czas lekko z przodu są goście. Trójką daje o sobie znać niewidoczny jak do tej pory Gravett. Nizioł dorzuca wolne na remis, ale po chwili kolejny bieg włączają Wilki. Pierwszą połowę rzutem za trzy kończy nieźle dysponowany Tony Meier (11 oczek, 3 zbiórki). WKS przegrywa 34:44.
— Myślę, że na parkiecie jest dużo jakościowej koszykówki i twardej gry. Na pewno musimy zatrzymać ich szybki atak i trójki z tranzycji — skomentował Mateusz Zębski przed zejściem do szatni.
Galeria zdjęć
Bardzo rzadka sytuacja – najpierw gospodarze, zaraz potem goście popełniają błąd pięciu sekund przy wznowieniu spod kosza. Chwilę wcześniej podobną stratę zrobili szczecinianie przy wprowadzaniu piłki zza linii bocznej. Mecz jest coraz częściej przerywany przez gwizdki sędziów. Główną rolę w drużynie Trójkolorowych niezmiennie odgrywa Parachouski, a także, niestety, nieskuteczność drużyny w rzutach z dystansu – na ten moment 3/14. Z drugiej strony dzieli i rządzi Andrzej Mazurczak (18 punktów, 7 asyst, 3 przechwyty w całym meczu), z którym nie radzi sobie pilnujący go Hassani Gravett. Wilki dominują na deskach (33 do 18 w zbiórkach), powiększają przewagę i prowadzą już 19 puntami.
Zawiedzeni kibice wychodzą z Orbity na kilka minut przed końcem. Zawsze przykry widok. Ostatnia kwarta po prostu była. Treningowa. Mistrzowie momentami byli (pozytywnie) bezczelni. Mazurczak spróbował nawet zagrać w kontrze alley-oopa od tablicy… Bezradny Śląsk dostał solidne lanie od mistrzów – 60:83.